Dwa dni zajęć, nurkowań i ubaw po pachy. Było trochę Elbląga, ale i rozweselająca ekipa z Warszawy. Gosia i Renia, dwie zaprzyjaźnione Warszawianki, co chwila wymyślały zabawne tematy; od zielonych peruk, przez, tylko im zrozumiałe poczucie czasu i punktualności, do zabawy w krokodylowego dentystę pod wodą. Widoczność nas nie rozpieszczała tym razem, więc za każdym nurem czuliśmy się jak przed wynikami loterii, licząc, że tym razem uda nam się trafić pod wodą na autobus, keson, czy lustra. No, ale z drugiej strony, co by to były za warsztaty ratownictwa nurkowego, jeśli wszystko byłoby widać jak na dłoni ??? 🙂 Na szczęście na powierzchni, już mniej po omacku, mogliśmy poćwiczyć i objaśnić podstawy resuscytacji krążeniowo -oddechowej, ratownictwa tlenowego oraz użycia defibrylatora. Ponadto niekończące się dyskusje sprzętowe i hit wyjazdu – „przedłużane płetwy Andrzeja z magicznym zapięciem”. Jak się bowiem okazało, czego główny bohater wcale nie ukrywał, po zakupie płetw i kilku nurkowaniach kontrolnych uznał, popierając to obserwacją długości płetw pozostałych nurków, że jego płetwy są jakby… za długie. Dlatego, długo się nie zastanawiając, piłką do metalu skrócił pióro płetwy o niezadowalający go kawałek.:):):):) Płetwy zrobiły furorę na wyjeździe, prawie taką jak sposób w jaki Andrzej to opowiadał i nie pomyliłbym się wielce twierdząc, że wszystkie obecne tam osoby mają do tej pory nadwyrężony miesień prosty i skośny brzucha – taki nam zafundował ubaw. Mam nadzieję, że uda się to jeszcze kiedyś powtórzyć w podobnym gronie!