Kamieniolomy Saksonii! Męski wyjazd!

No i pojechaliśmy… Planowany na koniec marca wyjazd do kamieniołomów Saksonii właśnie sie rozpoczął. Spotkaliśmy sie rano w środę, jak zwykle w centrum u Kozaka, jak nazywamy BCN Seawave! Pomysł zrodził sie szybko i nie mieliśmy zbyt wiele czasu na planowanie, jednak wcześniejsze wyjazdy sprawiły, że poszło nam gładko. Zebraliśmy szpej, zapakowaliśmy nurkowóz i w drogę! Każdy z nas jechał tam ze swoim własnym, osobistym celem i pomysłem.  Ja, chciałem dokończyć mój kurs eksploratora, Mariusz i Grzesiek planowali zrobić pierwsze szlify w suchych skafandrach, a Kacper (mimo że najmłodszy z całej grupy, to jednak z dużym doświadczeniem nurkowym) chciał kolejny raz zobaczyć urokliwe kamieniołomy! Kozak chciał te nasze pomysły zebrać w całość i znaleźć złoty środek! Znowu mu sie udało! Droga upłynęła nam szybko – w samochodzie było naprawdę wesoło. Tematów nie brakowało, pomysłów na nury było jeszcze więcej, a zanim się obejrzeliśmy byliśmy już w Saksonii.  Niemcy przywitały nas niesamowitą pogoda, jak na tę porę roku. Aż ciężko uwierzyć było we wskazania samochodowego termometru – oszałamiające plus 18 st. pod koniec marca spowodowało duży przypływ pozytywnej energii. Niestety już następnego dnia miało sie to zmienić (oczywiście nie miała spaść nam energia, ale pogoda zmieniła się, i to dramatycznie!) Tymczasem dotarliśmy do Saksonii. Zamiast udać sie do znanej wszystkim nurkom bazy Josta nad kamieniołomem Sparmann, pojechaliśmy bezpośrednio zobaczyć jak wyglada sytuacja nad innym ciekawym zbiornikiem – Prelle. Ponieważ wspomniany wyżej przypływ energii trzeba było spożytkować, od razu zdecydowaliśmy się na nura „rozpoznawczego”. Oczywiście nie było ani głęboko, ani długo, gdyż nasze zmęczenie i dystans, który przebyliśmy, dały się we znaki naszym organizmom, a (jak wielokrotnie wspomina się na kursach wszystkich federacji w takiej sytuacji) ryzyko choroby dekompresyjnej rośnie. Weszliśmy razem. Kozak supportował Mariusza i Grześka w ich pierwszym nurze w suchym skafandrze. My z Kacprem również nie odeszliśmy zbyt daleko, fajnie do 15 metrów po ściance, potem spokojne wypłycanie, obserwacja siebie pod woda, bo jednak większość z nas nie miała możliwości zbyt częstego nurkowania zimą. Widzialność pod wodą tego dnia nie oszołomiła nas, było, jak to się mówi w żargonie nauczycielskim, na 3 z plusem. Za to ścianka bardzo ciekawa, około 15 m widoczność zwiększyła się. Naprawdę fajny widok na ściankę spowodował, że nie chciało się wychodzić. Zrobiło sie późno,  a umówiliśmy sie z Jostem w bazie, więc po 30 minutach spokojnie wyszliśmy. Było naprawdę sympatycznie, kilka okonków plus dwa duże szczupaki, które Kozak z Mariuszem i Grześkiem… bardzo obrazowo nazwali tucznikami! No, a po nurze jak zwykle dużo radości, rozmów, dyskusji… a gdy tylko dotarliśmy do naszej bazy, rozrzuciliśmy szpej, pozostałe rzeczy i chwilę później już spaliśmy! Nowy dzień powitał nas już niestety brzydką pogodą, ale nawet rzęsisty deszcz i temperatura w okolicy 5 stopni nie popsuły nam nastrojów!  Na 9:00 umówiliśmy się na śniadanie z Jostem – bardzo dobre, jednak zgodnie z niemieckim porządkiem każdego dnia takie same! (jedynym zmiennym akcentem był inny układ talerzyków:) ).  Zaraz po śniadaniu znowu zaatakowaliśmy Prelle. Tym razem było już dłużej i głębiej. Widzialność była też dużo lepsza, a około 16 m naprawdę rewelacyjna.  Widok ścianki zarówno w dół jak i w górę, właśnie na głębokości około 15 metrów spowodował, że mało nie zacząłem mówić pod wodą do Kacpra! Jak się później dowiedzieliśmy Mariusz walczył z suchaczem i nie był zadowolony… mimo, że wszyscy uspokajaliśmy go, że tak ma każdy  po przeskoczenia z mokrej pianki w suchara.  Po drugim nurze humor wrócił mu już na dobre, gdyż po rozmowie z Kozakiem poprawił błędy z pierwszego zanurzonka! Bawiliśmy się bardzo dobrze, więc cały dzień upłynął nam znowu szybko. Następny dzionek i niestety znowu zimno! Planowaliśmy  wybrać się na Horkę, gdyż wieczorny nur Kozaka i Kacpra w Sparmannie pokazał, że widzialność nie jest zbyt dobra, a ponieważ jest to trudny kamieniołom postanowiliśmy pozostawić go na następny raz. O 11:00 byliśmy już na Horce. Zeszliśmy krętymi schodami w dół zerknąć i  z naszych gardeł wyrwało się  wielkie WOW! Nawet z góry patrząc wizura musiała sięgać co najmniej 15 metrów – napewno była lepsza niż w elbląskim basenie, co raczej nie świadczy na jego korzyść! Już chwilę później byliśmy w wodzie – w jednej minucie znaleźliśmy się przy aucie, przebraliśmy i daliśmy nura. Po zanurzeniu okazało się, że jest nawet dużo lepiej niż było widać  z góry. Spodobało nam się tak, że zostaliśmy tu już do końca wyjazdu! Widzialność porównywalna była z chorwacką, czy czarnogórską! Byliśmy zachwyceni! Eksplorowaliśmy wszystkie zakątki tego kamieniołomu – ja bawiłem się  puszczaniem bojki, chłopaki  rozpływali  swoje suchacze, Mariusz  zakończył też ostatni etap szkolenia na P1 kilkoma dwudziestkami (niektóre były nawet przegłębione) Piątek i sobota były naprawdę rewelacyjne, nic nam nie przeszkadzało. Mimo porywistego wiatru nurkowaliśmy z wielką radością, a w sobotę ja zakończyłem kurs eksploratora ( 30 robione na Horce nie poszly na marne:) ) Dzień powrotu z rana był już naprawdę zimny, ale słoneczny. Żartom, dyskusjom i wspomnieniom nie było końca. Ci, których nie było mogą tylko żałować, bo  wyjazd na te kamieniołomy powinien być obowiązkowy dla każdego nurka!

 

                                                                            Kapitan Żeglugi Wielkiej

                                                                            Tomasz Olechnowicz